DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 2


25 listopada 2019 - dzień drugi




 


 Jest takie przysłowie. Indiańskie, albo chińskie.  Brzmi jakoś tak:

早上的决定从来没有晚上的决议那么强大 (dzięki google:))

W języku dla mnie zrozumiałym brzmi mniej więcej tak:  poranne decyzje nigdy nie są tak mocne, jak wieczorne postanowienia. 

Już kiedyś to powiedziałem, że jestem mistrzem świata w planowaniu.  Gorzej, znacznie gorzej, wychodzi mi wdrażanie swoich znakomitych planów w życie.    Ale jestem dobrej myśli.  Skoro powiedziało się A...

Jeszcze muszę tylko przedstawić kolejną sentencję, tym razem już moją własną, choć w żaden sposób odkrywczą. Za każdym razem, kiedy zaczynam dietę i odchudzanie, czy jak ja to nazywam doprowadzanie,  to łapię się na tym, że zaczynam z coraz wyższego pułąpu kilogramów i po zrzuceniu paru zbędnych gramów osiągam w trudzie i pocie czoła poziom, od którego poprzednio zaczynałem.  I tak w kółko.  Dołujące.   Do tego jeszcze ta świadomość, że z każdym rokiem swojego życia organizm coraz mniej godzi się na współpracę w zakresie szczęśliwego, niczym nie zakłócanego metabolizmu. 
Dość biadolenia, czas działać. 
Plan jest taki, żeby wdrożyć, jak poprzednio, przed trzema laty,  zdrową, wartościową dietę wegańską.  Wtedy zadziałało znakomicie, mam nadzieję, że teraz też zadziała.   Część planu już zrealizowałem.  Choć sam w to do końca nie wierzę, od wakacji, od lipca,  nie jadłem cukru w żadnej postaci.  Dla kogoś, kto wcześniej pożerał dziennie tony słodkości pod postacią lodów, ciastek, czekolad, serków, a przede wszystkim słodkich napojów gazowanych, to naprawdę jest  wydarzenie.  Spróbujcie sobie wyobrazić: codziennie w pracy batoniki z automatu, gazowane napoje w puszkach. Po pracy zakup co najmniej dwóch butelek napojów energetycznych, albo innych słodkości, do tego 1l lodów na deser.  To wersja podstawowa, bywało gorzej.    Teraz od prawie pięciu miesięcy ani grama cukru w diecie, do tego też od wakacji ani grama alkoholu i  mimo to, ani kilograma spadku wagi.  Nie da się ukryć, że samo  odstawienie cukru nie rozwiąże problemu.   Potrzeba mniej kalorii, czyli redukcja pożywienia, mniej pieczywa, mniej soków, nawet jeśli są 100% i bez cukru, a do tego wszystkiego dużej dawki ruchu. O to ostatnie teraz jest ciężko, bo pogoda za oknem nie sprzyja, plecy bolą niemiłosiernie, a moja depresja cały czas daje znać o sobie i nie pozwala zapomnieć.



Dziś w menu jeszcze dieta "wykończeniowa", czyli resztki z lodówki: pyszny wegański bigos z wczoraj:


 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158