DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 33




26 grudnia 2019 - dzień trzydziesty trzeci

Wigilia -  czas niezwykły stający się dla mnie,  z każdym kolejnym rokiem,  tak bardzo zwykłym, że bardziej już nie można.  

Zabawne, albo raczej zasmucające jest to, że zupełnie nie pamiętam  wigilii z poprzednich lat, z dzieciństwa, z młodości.  Przepadło mi, gdzieś w czeluściach niepamięci. Pamiętam tylko ostatnie lata. Te pokręcone lata, kiedy nic nie było już takie, jakie miało być.  Kiedy Ola i Filip są z nami na wigilii, to jeszcze jest w miarę ok, ale kiedy wyjeżdżają  na Święta do Świdnika, to już nie jest ok.  W tym roku babcia Marysia, czyli moja była teściowa, nie czuje się najlepiej, więc  wnuki pojechały do niej na święta.  Od lat siostra organizuje skromną wigilię u siebie dla mnie i dla ojca, a potem jedzie dalej na kolejną wigilię do rodziny Michała.   Ojciec jest już w takim wieku i w takim stanie fizycznym, że nie chce już nigdzie jeździć, więc spotykamy się na szybko, w biegu, przy świątecznym stole, dzielimy opłatkiem, wypowiadamy szybkie, "bezpieczne" życzenia, potem coś zjadamy i tyle.  Jedzenia nigdy nie ma wiele, bo siostra poważniejsze rzeczy kulinarne przygotowuje na późniejszą wigilię, ojciec i tak nie  jadłby żadnych rzeczy oprócz kawałka ryby, pierogów z serem (a jakże!),  a potem serka wiejskiego.   Ja,  to jeszcze inna historia. Nie jem ryb, czy mięsa, więc też na ogół nie mam wiele do zjedzenia.  W tle grają kolędy, trochę pogadamy, trochę pomilczymy, podzielimy się prezentami, co dla mnie każdorazowo jest powodem do zażenowania, bo moje skromne prezenty zawsze słabo przystają do reszty. I tak szybko to mija, bo Monika z Michałem pędzą na na kolejną imprezę.  
W tym roku było jeszcze bardziej klasycznie, to ojciec włączył wieczorem telewizor i obejrzeliśmy... Kevina samego w domu.  Naprawdę to zrobiłem.  Magia Świąt. 
Żeby było jasne,  nie mam do nikogo pretensji o taki stan rzeczy. Mam wielki szacunek do Moniki i do Michała za przygotowanie tej wigilii.  Po prostu ja nie staję na wysokości zadania i nie umiem sprawić, żeby prawdziwa magia świąt zadziała. Kiedyś miałem pomysł, żeby zrobić wigilię wspólną u siebie dla wszystkich, także dla dzieciaków i swojej byłej żony, ale stosunki między nami nie poprawiły się na tyle, żebym odważył się to uczynić.  
Koniec końców - zostały mi tylko przygody małego lokatora broniącego swojej posiadłości przed  lekko niezrównoważonymi złodziejami.  



Święta, to nie jest dobry czas na odchudzanie.  Bezapelacyjnie. 
Mimo, że ograniczyłem świąteczne obżarstwo niemal do minimum, to i tak przyjąłem ogromną, jak na ostatnie moje dokonania, ilość kalorii.  Przy wigilijnym stole, zjadłem tylko kawałek... opłatka.   Wypiłem filiżankę barszczu i to wszystko. Nie miałem jakoś ochoty na jedzenie.  Wieczorem byłą kolacja, a podczas niej sałatka warzywna z małą ilością majonezu sklepowego, krokiety z pieczarkami i chyba z masłem, to robota siostry. Do tego moje nieryby w galarecie i takie tam.  W pierwszy dzień świąt była poprawka z sałatką i krokietami, dalsza część moich seleryb i innych substytutów zwierząt, a ma deser na stół podano moje ciasto.  To znaczy sam sobie je podałem.  Ciasto było przepyszne.  Kasza jaglana z nerkowcami zamieniła się w pyszne nadzienie sernikowe, spód z migdałów, masła orzechowego był wyśmienity, a całość zamykał wierz z karmelu daktylowego.  Zjadłem kawałek  i zdałem sobie sprawę z faktu, że... więcej nie zjem.  Ogromnie sycące i napełniające.  Zaraz pomyślałem o tym, co zrobić w domu z resztą ciasta.  Zamrozić?
Wypiłem  z ojcem browara, dla towarzystwa. Wcale mnie nie ciągnęło.  Ot, i całe świąteczne obżarstwo.   Żadnego ciasta słodkiego od siostry, żadnych innych niezdrowych rzeczy.  Mało.  Ale biorąc pod uwagę totalny brak ruchu, to sobotnie ważenie może nie być przyjemne.  

Świąteczna TV to także specyfika.  Obejrzałem dwie polskie komedie romantyczne i to nie były dobre pomysły.  Nie będę podawał tytułów, bo nie ma co robić reklamy.  Jeden z filmów, to świąteczna wizutówka Gdańska, przeplatana wątkami plejady znanych aktorów.  Film zupełnie bez sensu, bo jak traktować normalnie  bohaterów jadących psim zaprzęgiem  po ulicy Marackiej, albo miejski autobus  podjeżdżający na przystanek  na Starym Mieście, gdzie żadne autobusy, ani samochody normalnie nie jeżdżą, a w dodatku pojazd zamiast numeru ma wyświetlony napis reklamujący naszą miejscową  spółkę komunikacyjną.  Słabe to.  Kiedy dziecko dostaje do Mikołaja czekoladę, to musi to być oczywiście pokazane tak, aby każdy widział jakiej marki jest to czekolada.  I tak dalej, i tym podobnie.  Po prostu reklamówka. Choć prawdę mówiąc, bardzo  ładna reklamówka. Gdańsk wygląda w niej bajkowo. 


Drugi film był jeszcze gorszy, bo oprócz głupawej treści, nie było w nim nawet Gdańska, więc zupełnie nie było czego oglądać.  No, ale moja słabość do polskich filmów nie pozwoliła mi tego przegapić.  
Magia Świąt. 

Tegoroczny Mikołaj, można powiedzieć, że ogarnął temat:

  Dla mnie jeszcze jeden prezent dzisiaj:





Pokonać wicelidera tabeli na jego boisku 4-0, a przecież równie dobrze mogło być 7-0,  to naprawdę wielka sprawa. Kolejny krok, do wymarzonego celu.  To jeszcze nie jest nawet połowa  sezonu, ale przewaga rośnie, gra jest wybitna, pięknie to wygląda.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158