DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 19

12 grudnia 2019 - dzień dziewiętnasty








To już dziewiętnasty  dzień mojego "doprowadzania się"  i dlatego poczułem wielką potrzebę małego podsumowania. 

Dziewiętnaście dni, czas płynie szybko.  Człowiek chciałby, żeby efekty jego działań były widoczne jak najszybciej. Najlepiej od razu.  Tu i teraz.  Ale nie ma tak lekko.  Zjedzenie kawałka czekolady (albo całej) trwa chwilę i ta chwila wydaje się nawet przyjemna, ale przecież nie o to chodzi.  Efekty uboczne tej przyjemności są potem widoczne bardzo długo. Wytrwanie w postanowieniach to zawsze proces długotrwały i mozolny.  Dziewiętnaście dni staram się zdrowo odżywiać, jednocześnie mocno ograniczając ilość spożywanych produktów.   Efekty przyjdą, ale potrzeba cierpliwości.   
Podstawą każdej  poważnej diety jest  fakt, że nie robimy tego na chwilę, na miesiąc, na "pięć kilogramów", tylko na zawsze.  To powinna być próba zmiany stylu życia, zmiany złych przyzwyczajeń żywieniowych,   przejście na jasną stronę mocy.  Jestem dumny z siebie, że już pięć i pół miesiąca nie jem słodyczy w żadnej postaci.   Żadnych lodów, ciastek, słodkich jogurtów, deserów, czekolad, drożdżówek.  Żadnych.   I muszę powiedzieć, że dobrze mi z tym.  Jako alternatywę słodyczy pochłaniam owoce.  Znowu zaczęły mi bardzo smakować  jabłka, mandarynki,  pomelo, gruszki.  Łyżeczka syropu z agawy to rozpusta, a taka sama porcja masła orzechowego dodanego do musli, to rozkosz dla podniebienia.  
Oprócz słodyczy, przez ostatnie prawie pół roku nie spożywam także alkoholu.  Ani piwa, ani cydra, nic, zupełnie nic.  I z tym również jest mi dobrze.  Nawet jeśli specjalnych efektów na wadze nie widać, to mam świadomość, że wspieram swój organizm właściwymi rzeczami i że on mi się odpłaci w przyszłości zdrowiem.  Póki co, czuję się odrobinę lżejszy, a wejście na czwarte piętro do mojego mieszkania nie powoduje u mnie konieczności zakładania bazy na każdym półpiętrze, jak to bywało jeszcze do niedawna.  
Dziś przyniosłem do pracy  po raz pierwszy śniadanie.  Lunch, znaczy się, a dokładnie  marchew, seler naciowy, jabłko, orzechy, rodzynki i pestki dyni.  Jest moc:)

Dziś w menu stołówki wegańskie mac&cheese, cokolwiek to dokładnie oznacza, z wczorajszego makaronu, z dodatkiem ciecierzycy i pomidorków.  Można fajnie się odżywiać? 


Super sprawa taki sos. Kremowy, gęsty, o posmaku serowym (płatki drożdżowe), śmietankowy (mleko sojowe), po prostu super.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158