DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 147

18 kwietnia  2020 - dzień sto czterdziesty siódmy






Od wczoraj chodzimy w maseczkach.   

Wybrałem się dziś do sklepu.  Zawsze chodziłem do sklepów codziennie.  Z braku własnego samochodu nie nauczyłem się robienia zakupów większych, ale rzadszych.  Dopiero stan epidemii sprawił, że pojawiam się w sklepach rzadko, co porę dni.  Kiedy się tam jednak pojawię, nie mogę zrozumieć dlaczego Polacy tak tłumnie odwiedzają sklepy spożywcze?  Dziś sobota, wstałem wcześnie, mogłem pójść do sklepu już przed ósmą rano, ale uznałem, że pójdę koło południa, będzie mniej osób. Poszedłem po 11.00. Kupiłem lekarstwa w aptece, do Lidla dotarłem około 11.20.  Nawet się zdziwiłem, że pod sklepem nikt nie czekał.  Szybko wyjaśniło się dlaczego. Godziny dla emerytów.  Pomiędzy godziną 10.00 a 12.00, zakupy w sklepach mogą dokonywać tylko ludzie w wieku 65+.  Ok, rozumiem, sam zaraz będę w tej kategorii wiekowej, mam starszego ojca (który i tak nie chodzi do sklepu o tej porze), więc rozumiem.  Ale coś w tym jest nie tak, kiedy przez czterdzieści minut, jak ja tam stałem, nie przyszedł żaden senior. No żaden.  W tym czasie sklep jest pusty, marnuje pieniądze, a  pod sklepem kolejka prawie czterdziestu osób nie mogących wejść.  Doczekałem się południa, wszedłem. Kolejna niedogodność, to brak koszyków.  Jak z epoki pierwotnych Lidli.  No nie ma.  Na wózek mnie nie stać, nie noszę drobnych, ale wszedłem. Mam w plecaku siatkę, będę w nią wkładał. Nie jest lekko.  Na nosie i ustach maseczka, ciągle zsuwająca się, ciągle trzeba ją poprawiać, masakra. Jak założyłem okulary, żeby coś przeczytać, to nim zdążyłem cokolwiek zobaczyć, zaparowały.  Na dłoniach masz foliowe rękawiczki.  Spróbujcie  w tych rękawiczkach szybko i skutecznie użyć innego woreczka. Bez szans.  Znalazłem kilka produktów, włożyłem do torby, ale torba szybko się zapełniła.  Próby wkładania następnych produktów kończyły się wypadaniem innych.  Poprawianie wszystkiego w zaparowanych okularach, w zsuwającej się maseczce, foliowych rękawiczkach?  Moja cierpliwość była na wyczerpaniu.  Chciałem jeszcze czegoś poszukać, ale pod drzwiami sklepu stoi następna porcja klientów, których na razie nie wpuszczono. Stoją i wpatrują się przez szybę na ciebie, jakby mieli cię zaraz po wyjściu zabić.  Za duża presja dla mnie.  Nie lubię zakupów pod presją. Poszedłem do kasy.  Przy drzwiach wyjściowych przypomniałem sobie, że nie kupiłem ziemniaków na dzisiejszą zupę.  Kalafiora zresztą też.  Wracam do domu.  Na twarzy maseczka. Okularów już na szczęście nie potrzebuję, żeby trafić do domu.  Drogę znam.  Ale robi się ciepło. Dziwne, bo godzinę temu, jak wychodziłem było naprawdę zimno. Teraz jest gorąco. Nawet duszno przez tą maseczkę.  Dochodzę do domu spocony i wkurwiony. Masakra. Jak to ma potrwać rok, albo dłużej?  Kurwa, kurwa, kurwa...




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158