MOJE ROZMOWY Z WEISEREM - 2

 







Wiesz Weiser, depresja, to wredna  choroba.  Zawsze podstępna, zawsze nadchodzi znienacka, zawsze budzi zdziwienie.  Głównie tych, którzy widzą z boku osobę pozytywną, zaangażowaną, pozornie szczęśliwą i spełnioną. I nie dostrzegają, bo przecież nie mogą tego dostrzec, że taki człowiek choruje.  
Podstępna, Weiser.  I wredna.  Zawsze udaje przyjaciółkę, zawsze mówi ci, że będzie zawsze z tobą, proponuje, żeby się z nią zaprzyjaźnić. Mówi, że nie chce nic, a obiecuje wiele.  Ale to nie jest prawda.   Jest nieszczera. Zawsze w końcu zabierze ci wszystko, co masz, wszystko, co najważniejsze.  Każdą radość, każdy uśmiech, każdą chwilę skutecznego działania.  Aż w końcu nie masz już siły na nic. Wykonujesz (jeszcze) najważniejsze, najbardziej konieczne do przetrwania rzeczy. O pozostałe, Weiser, już nie dbasz. Już przestają być ważne i potrzebne. Już ich nie widzisz. 

Dlatego patrz, Weiser, dalej na świat tymi swoimi mądrymi, błękitnymi oczami, które widzą więcej, niż u innych ludzi. Patrz i zauważaj tych, którzy potrzebują wsparcia, choć wszystkim wydaje się, że mają cały świat u swoich stóp. 

I wiesz co ci jeszcze powiem, Weiser?  Nigdy nie mów ludziom, którzy walczą, że  EFEKTÓW BRAK.  
 Nigdy nie wiesz, czy to nie jest ten ostatni moment, ta ostatnia iskierka, która może jeszcze podtrzymać płomień, a potem rozpalić na nowo ogień.  Nigdy nie wiesz.   A może to, że człowiek jeszcze rano wstaje, jeszcze się odzywa, jeszcze idzie do pracy, jeszcze  wędruje po bułki do Lidla,  to właśnie  jest ten EFEKT?  Nigdy tego nie wiesz. 



Przed każdym z nas  droga.  Jego własna droga.  Choć z pozoru taka sama dla wszystkich, każdy pokonuje ją na miarę własnych możliwości. Dokładnie tak, jak potrafi.   















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158