MOJE ROZMOWY Z WEISEREM - 8
Kibicem Igi Świątek byłem od zawsze. Już prawie dziesięć lat temu śledziłem rankingi młodych polskich zawodników i czytałem, że jest taka zawodniczka, która kiedyś może zostać dobrą zawodniczką. Dwa lata temu wygrała juniorski Wimbledon i stało się jasne, że tak będzie. Wszyscy czekaliśmy, kiedy to się stanie. A ona krok po kroczku zdobywała tenisowy świat. Czasem musiała zrobić krok w tył, czasem przegrać niespodziewanie jakiś mecz, ale cieszyliśmy się, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
Aż przyszedł tegoroczny
turniej wielkoszlemowy w Paryżu. To, że
Iga wygrała ten turniej, to jest gigantyczna, niebywała sensacja. Że jest
najmłodszą od lat zwyciężczynią tego turnieju, jest niebywałe. Że pokonała po
drodze aktualny numer jeden żeńskiego tenisa, tracąc tylko trzy gemy, to też
jest wspaniałe. Ale co powiedzieć na sytuację, że ona w Paryżu wygrała
wszystkie siedem meczów BEZ STRATY SETA, będąc gorsza tylko w dwudziestu paru
gemach!!! Coś niebywałego. Cieszę się
jak dziecko, z tego sukcesu Igi. Mam
tylko nadzieję, żeby po tym sukcesie zachowała chłodną głowę i nie dała się
zwieść różnym politycznym szaleńcom i nie poszła w stronę, w którą poszła po
zakończeniu kariery jej tenisowa poprzedniczka.
Piosenka, która towarzyszy Idze podczas wyjścia na ring, przepraszam na kort.
Komentarze
Prześlij komentarz