KILKA ZDAŃ O PIŁCE JUNIORSKIEJ



Dziś będzie o piłce juniorskiej w Polsce. O jej strukturach, zasadach, patologiach. Mocno subiektywnie, bo przecież na sporcie i na polityce, wiadomo… 




Prawie rok temu, w sierpniu ubiegłego roku wycofaliśmy z rozgrywek ligowych naszą drużynę juniorów starszych. Oprócz tego, że było to bolesne i po dziś dzień przypominane i oceniane przez nas, to było to bardzo znamienne, pokazujące jak w soczewce pewną sytuację w polskiej piłce juniorskiej.

Dlaczego musiało dojść do wycofania zespołu? Co się stało? Odpowiedź jest, jak zawsze w życiu, złożona i wielowątkowa, ale skupię się na jednym z tych wątków.

Czy wiecie Państwo, ile w tej chwili, w kwietniu 2018 roku, drużyn juniora starszego, czyli chłopaków z rocznika 1999-2000, rywalizuje w rozgrywkach ligowych Pomorskiego Związku Piłki Nożnej? 200? 150? 100? 

Oprócz rywalizujących w Centralnej Lidze Juniorów zespołów Arki i Lechii, mamy na Pomorzu tylko 10(!!!) zespołów. Od Helu, po Chojnice, od Słupska, po Malbork, Sztum, czy Kwidzyn. Dziesięć zespołów!!! Wymienię je wszystkie przez szacunek dla tych, którzy trwają. KP Starogard Gdański, Chojniczanka Chojnice, Bytovia Bytów, Jaguar Gdańsk, Czarni Pruszcz Gdański, Gryf Słupsk, Gryf Wejherowo, Bałtyk Gdynia, Żuławy Nowy Dwór Gdański i Karol Pęplino. Koniec. Wszyscy. Choćbyście nie wiem jak szukali, więcej nie znajdziecie.

Od razu powinno paść proste pytanie: dlaczego tak mało? Bo młodzież obecnie ma prostsze i nie wymagające takiego wysiłku przyjemności życiowe? Pewnie tak. Ostatnio, podczas śledzenia meczu trampkarzy Moreny padło znamienne stwierdzenie, że my starsi, gdybyśmy w czasach swojej młodości mieli smartfony i komputery, to też nie gralibyśmy w piłkę. Pewnie jest w tym dużo racji. Ale czy to wyczerpuje problem? Może dziś trzeba więcej wysiłku organizacyjnego, żeby przyciągnąć młodzież do grania? Czego zabrakło? Gdzie popełniliśmy błędy?
Dobre wyniki reprezentacji w ostatnich latach bezsprzecznie spowodowały „bum na Lewandowskiego”. Powstały setki, tysiące, szkółek piłkarskich dla najmłodszych. Wystarczyło mieć jakąś piłkarską przeszłość, przyprowadzić na otwarcie znanego kolegę piłkarza i już. Wszystko pięknie. Są treningi, jest grupa, są niemałe składki finansowe i jeszcze większe oczekiwania rodziców młodych piłkarzy. Zdarzają się nawet turnieje, może nawet zwycięstwa. Ale życie próżni nie znosi. Czas płynie szybko, dzieci są coraz starsze i wymagania rosną znacząco. Granicznym momentem w istnieniu takich szkółek, jest zazwyczaj wiek lat 12. Do tej pory było w miarę łatwo. Raz na kilka tygodni turniej ligowy, więc trener może pojechać ze swoją drużyna, jakoś temu podoła. Organizacja takiego turnieju również nie jest dużym problemem, wystarczy przecież znaleźć w pobliżu kawałek jakiegoś „orlika” i już. Lecz kiedy zawodnicy przechodzą przez wiek dwunastolatków pojawiają się schody. Przede wszystkim rozgrywki ligowe mają swoje prawa. Co tydzień mecz. Co dwa tygodnie wyjazd, czasem bardzo odległy. Każdy mecz na swoim obiekcie, to opłata sędziowska 70-80 złotych. Do tego trener koniecznie z licencją trenerską. A tego za darmo nie rozdają. Kiedy graliśmy w lidze juniorów młodszych, z uwagi na małą ilość drużyn, na swoje mecze ligowe przemierzaliśmy ogromne kilometry. Pamiętacie wyjazdy do Rytla, Kościerzyny, Gniewina, czy Czerska? Sto kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Trzeba było wynajmować autokar na te mecze. Dla osiedlowego, amatorskiego klubu to nie są małe pieniądze. Ale jeszcze trudniejsze do przeskoczenia od pieniędzy, jest osoba prowadząca tę drużynę. Trener, czy kierownik, prezes, zazwyczaj wszystko w jednym. Znajdźcie więcej takich osób, jak Rafał, którzy poświęcają swój własny czas, swoją własną rodzinę, dokładają pieniądze, żeby dzieciaki mogły grać. Takich ludzi, zwyczajnie nie ma. W szkółkach, masowych akademiach, trudno jest znaleźć człowieka, który za darmo poświęci sobotę i niedzielę, żeby być razem z dzieciakami kopiącymi piłkę. Mamy potem takie sytuacje, jak podczas ostatniego turnieju w szkole SP1 na Morenie, kiedy trener jednego wielkiego gdańskiego klubu przez cały czas w milczeniu cierpiał z powodu konieczności przebywania teraz i tutaj. Przez cały turniej nawet nie podniósł się z ławki, nie mrugnął nawet gdy „jego” chłopakom udało się wreszcie, ku wielkiej ich uciesze, wpakować piłkę do siatki przeciwnika. A jeśli już nawet takiego człowieka w szkółce znajdziecie, to kolejną barierą nie do przeskoczenia jest boisko. Po prostu zawodnicy starsi wymagają już gry na dużych boiskach, na większych bramkach. A skąd w szkółce duże boisko? Trzeba wynająć. Oprócz tego, że boisk trawiastych w okolicy praktycznie nie uświadczysz, a granie i długotrwałe trenowanie na sztucznych nawierzchniach jest po prostu szkodliwe dla zdrowia, to nie ma na to pieniędzy. Dla przykładu, wynajęcie boiska trawiastego w Sopocie kosztuje 300 złotych za mecz dla miejscowych zespołów, dla tych spoza Sopotu już 600. W Gdańsku, na Hallera 400 złotych plus dodatek za oświetlenie. To wystarczające kwoty, żeby się zniechęcić. A przecież oprócz meczów, trzeba gdzieś trenować.

Dlatego tak wiele szkółek i akademii upada, rozwiązuje swoje drużyny, zostawiając zawodników i ich rodziców „na lodzie”. Kilku najlepszych pewnie trafi do Lechii, czy Arki, ale co z resztą dzieci? Robimy nabór kolejnych młodszych roczników i tak w kółko. W końcu dochodzimy do sytuacji, że w juniorze starszym zostaje 10/12 zespołów.

Wszystko może byłoby i wytłumaczalne, gdyby nie fakt, że inne województwa mają zdecydowanie więcej drużyn! W Małopolsce, czy Wielkopolsce, najstarszych drużyn juniorskich, na różnym poziomie jest ponad 100!!! U nas dziesięć. 









A to tylko Junior Starszy A1. Jest jeszcze Junior Starszy A2. Macie rację, województwo małopolskie jest trochę większe od naszego. Sprawdziłem świętokrzyskie (29 zespołów juniorskich), a w lubuskim, które pozwolę sobie zauważyć, że nie ma żadnych zespołów w najwyższych klasach rozgrywkowych,jest ich naprawdę wiele:

Nie mogłem uwierzyć, oglądając ostatnio rywalizację naszego zespołu w Juniorze D, gdzie razem z nami „bawi się w ligę” jakieś 50 zespołów. W samych Katowicach, mieście Katowicach, w tym roczniku istnieje sześć (!!!) poziomów ligowych. Rozumiecie? Zgłaszamy zespół rocznika 2005 i na dzień dobry gramy w VI lidze, tylu jest chętnych do grania. I tak w całej Polsce. Całej, nie licząc Pomorza. U nas bieda, wszystko jest likwidowane, zamykane.

Tylko w ciągu ostatniego roku podziękowały swoim juniorom starszym takie kluby, jak Gedania, Portowiec, czy Polonia Gdańsk. W Polonii nie na już nawet seniorskich rezerw. Nie pytajcie potem dlaczego w Gdańsku nie ma zdolnych, młodych piłkarzy.
Ostatnio na Zaspie zbudowano nowy kompleks boiskowy. Owszem, sztuczne, ale zawsze boisko. Zdążyliśmy nawet rozegrać na nim zacięty mecz z RG 2000 Gdańsk. Udało się w ostatniej chwili, bo dziś boisko zostało zadaszone i jest komercyjnie wynajmowane.

Nie wiem jak jest w innych rejonach Polski, nie wiem dlaczego tam futbol młodzieżowy funkcjonuje, a u nas umiera. Wiem jedno, że jak Pomorski Związek Piłki Nożnej nie obudzi się i nie dojrzy problemu, na który zwracamy uwagę od paru lat, to skończy się to fatalnie. Trudno w to uwierzyć, ale niektórych rozgrywek po prostu nie uda się zorganizować, bo nie będzie chętnych do grania. Czarną dziurę proroczo przewiduję za dwa-trzy lata, kiedy do wieku juniora starszego dojdą obecni trampkarze.

Żeby nie było, zupełnie podobnie jest w ligach seniorskich. Kiedyś w Sopocie istniało chyba z siedem seniorskich klubów piłkarskich. Pamiętacie słynne derby Pomorza: PRZECIĄG Sopot vs SPRZĘGŁO Wejherowo? Tylko na gdańskich Stogach grały MEDUZA, SPARTAKUS i PARAFIALNY KS. A dziś? Nie licząc Lechii, najwyżej w Gdańsku sklasyfikowany jest JAGUAR. To jest piąty poziom rozgrywkowych w Polsce. Dalej jest rozpaczliwie walcząca o unikniecie spadku do ligi okręgowej GEDANIA, POLONIA, PORTOWIEC. W B klasie jest ZASPA, MORENA, ORUŃSKI i KLUKOWO. Dziewięć zespołów z prawie półmilionowego Gdańska. Jeszcze parę miesięcy temu były Ex Siedlce oraz Wybrzeże Gdańsk. Ale wycofały się. Dziewięć zespołów.


W tym roku pojawiło się malutkie światełko w tunelu. Pomorski ZPN zorganizował dla swoich juniorskich klubów cykl darmowych turniejów dla zawodników poszczególnych roczników. Dobra i ciekawa inicjatywa. Oby tak dalej. Od czegoś trzeba odbudowę pomorskiej piłki zacząć. Pojawiła się też uchwała PZPN o zniesieniu opłat rejestracyjnych dla drużyn juniorskich. Brzmi nieźle, ale w praktyce to niewielka pociecha, bo mimo wszystko opłaty te w zespołach juniorskich są w zasadzie symboliczne. Ale znowu, światełko w tunelu. Dobre i to.

A przechodząc na trochę wyższy poziom sportowy:
W Centralnej Lidze Juniorów rywalizują obecnie 32 najlepsze w Polsce zespoły Juniorów U-19. Bardzo dobra sprawa, żeby juniorzy tych klubów podnosili swoje umiejętności jeżdżąc co tydzień na mecze z rówieśnikami z JagielloniI Białystok, Cracovii, Legii Warszawa, Lecha Poznań, Śląska Wrocław, czy Pogoni Szczecin. To obecnie najlepsi juniorzy w Polsce. W przyszłym sezonie PZPN chce pójść jeszcze dalej, tworząc jedne, 16 zespołowe, silne rozgrywki. Znowu inicjatywa bardzo dobra, ale wydaje mi się, że brakuje drugiego kroku. Co z tymi zespołami, które do tej elitarnej CLJ nie zakwalifikują się? Z kim będą rywalizować? Dlaczego nie pomyślano o II lidze CLJ? Sprowadzając to na nasz pomorski grunt, to nie trudno sobie wyobrazić, że w tej elitarnej lidze zabraknie miejsca dla Arki I Lechii. W tej chwili walczą o prawo gry z najlepszymi, ale w razie niepowodzenia w przyszłym sezonie zagrają z… No właśnie, z kim zagrają? Ile z tych 10 zespołów za rok przystąpi do pomorskich rozgrywek? Z całym szacunkiem dla tych małych, ale dzielnych klubów, ale jaki sportowy sens będą miały mecze Lechii czy Arki z Karolem Pęplino, Orłem Trąbki Wielkie, czy Żuławami Nowy Dwór Gdański. Żaden. Lechia rozegra dziesięć meczów w rundzie, strzeli kilkadziesiąt bramek, może zremisuje z Arką i co dalej? Jak w takiej lidze wyszkolić zawodników do Ekstraklasy? Znowu w PZPN ktoś rzucił ciekawy pomysł, ale zabrakło wyobraźni co dalej. A może nie wyobraźni, tylko rzeczywistej wiedzy, co dzieje się w poszczególnych regionach.


O małe kluby osiedlowe trzeba dbać. Bez nich nie będzie następnych „Lewandowskich”, czy „Milików”. To do tych małych klubów „tuż za rogiem” rodzice przyprowadzają swoje najmłodsze pociechy. To zawsze tam stawiają swoje pierwsze piłkarskie kroki. Jeśli upadną te małe kluby, wielkie ligowe akademie nie będą miały zawodników do ligowej gry. Bo nieprawdą jest, że gwiazdy wychowują się w akademiach zespołów Ekstraklasy. Dawid Kownacki i Karol Linetty nie stawiali swoich pierwszych, piłkarskich kroków w Lechu, tylko odpowiednio w Sokole Damasławek i Stilonie Gorzów Wielkopolski. Bartosz Kapustka nie jest z Cracovii, tylko z Tarnovii Tarnów. Sebastian Szymański grający obecnie w Legii, uczył się kopać piłkę w TOP 54 Biała Podlaska, podobnie jak Ariel Borysiuk. A z naszego podwórka - Adam Chrzanowski nie jest wychowankiem Lechii, tylko KS Raszyn. Tak samo jak Szwoch i Nalepa nie są wychowankami Arki, tylko Borowiaka Czersk i Jedynki Reda.

Szanujmy te małe kluby. Szanujmy pracujących tam, zwykle za darmo, ludzi. Zastanówmy się, zanim znowu skrytykujemy naszego prezesa, naszych trenerów, czy któregokolwiek z kierowników. Czasy teraz nie łatwe. Miejmy nadzieję, że te pesymistyczne statystyki jednak się odwrócą i piłka nożna znowu będzie dla dzieci i młodzieży czymś, bez czego nie będą mogli żyć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158