DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 151

22 kwietnia  2020 - dzień sto pięćdziesiąty pierwszy







Świat bez tolerancji.


Uczę się czytać książki elektronicznie. Nie mam wyjścia.  Biblioteki zamknięte, a ja przecież muszę czytać.  

Przeczytałem (w zasadzie wczoraj i dziś) kontynuację powieści Król Szczepana Twardocha  - Królestwo. 
Ja nie wiem co oznacza dobra, wartościowa literatura. Nie znam się, w końcu zakończyłem swoją edukację  na pierwszym roku filologii polskiej.  Nie mam prawa zatem się znać.  Ale książka dla mnie to opowieść.  Opowieść, której mam ochotę i przyjemność słuchać.  Ochotę, bo temat wydaje mi się ciekawy. Przyjemność, bo zostało to napisane tak, że czytanie jest właśnie przyjemnością. Nie męczy, co nie znaczy, że nie stawia pytań, nie wymaga uwagi, nie każe myśleć.  Dla mnie dobra książka, to taka, którą czytam z nieodpartym przeświadczeniem, że sam chciałbym taką napisać.  Tylko nie potrafię. 
Król - opowieść o przedwojennym warszawskim bohaterze Jakubie Szapiro, była świetna.  Kontynuacja była... inna.  Zabieg pisarza polegający na tym, że główny bohater, główna postać poprzedniej historii, tutaj występuje tylko w roli tracącego z każdą przeczytaną przez nas stroną powieści chęć do życia, tę fizyczną, ale przede wszystkim duchową, jest ryzykowana, ale dla mnie ciekawa. On się już nie podniósł.  On umarł, choć przecież z pierwszej części wiemy, że będzie żył.  Ale jego już nie ma.  Są za to ludzie walczący o przetrwanie, najczęściej bez powodzenia.  Nie uda im się przetrwać, bo świat pełen jest złych ludzi.  Ci, którzy nie są do końca źli, są zbyt obojętni na innych, żeby ten świat mógł przetrwać.   
Znowu wracają traumy naszego społeczeństwa, z którymi nie tylko nie umiemy sobie poradzić, ale nawet nie próbujemy tego uczynić. Tak bardzo jesteśmy okłamywani informacjami, że jesteśmy narodem w jakimś stopniu wyjątkowym, że nie umiemy już dostrzec prawdy.  Każdy ma swoje ciemne karty.  Narody również.  Tak samo jak dobre. Ale jeżeli będziemy napawać się wyłącznie bohaterstwem i szlachetnością, to zupełnie nie będziemy przygotowani na to, że mogło być inaczej. A było inaczej. Pogromy w Radziłowie, Jedwabnem, Wąsoszu wydarzyły się naprawdę.  Ale my, Polacy, tak bardzo chcemy to wyprzeć, bo nie umiemy żyć z piętnem.  Nikt nas przez wieki tego nie nauczył. Dlatego w czasie wojny w takim stopniu jak pomagaliśmy ratować Żydów od zagłady, tak samo, albo nawet bardziej, pomagaliśmy ich mordować. Dlatego dziś nie czujemy empatii do uciekających z wojny dzieci. Jest nam to obojętne.  Tak samo jak w czasie okupacji.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 158