MOJE ROZMOWY Z WEISEREM - 12
A wiesz, Weiser, że ułożyłem nową playlistę?
Nie wiesz, co to playlista?
No, wiesz, to taki zestaw piosenek, które sobie wybierasz, układasz w odpowiedniej kolejności i przygotowujesz, aby w odpowiednim czasie te piosenki po kolei przedstawić. Ewentualnie poprosić kogoś, żeby to zrobił za ciebie.
Tak, w tym przypadku tę
playlistę, zdecydowanie, będzie musiał ktoś za mnie przedstawić, bo to będzie
playlista mojego własnego pogrzebu.
Nie jestem pewien, czy
wtedy będę miał wpływ na to, co będzie się działo, więc muszę to zrobić już
teraz. Jak to się mówi, zawczasu. Zresztą, czasy teraz
takie, że mimo wszystko warto trochę zadbać o przyszłość. Eddie van Hallen ostatnio zmarł, Kaczyński był
na kwarantannie, a mnie też ostatnio gardło boli…
Ja nie wiem, Weiser, czy
ty miałeś swój własny pogrzeb, bo może jednak to prawda, co mówił Piotr, że
widział was idących z Elką za rękę, tam w górę, ku widnokręgowi i wyglądaliście,
jakby to była droga tylko w jedną stronę. Nikt was nigdy więcej już nie
widział, więc nie znajdę już odpowiedzi na te pytania. A Piotr też już tego nie
opowie, bo choć to bardzo dziwne, że na chodnik, którym szedł, wracając z pracy
tego chłodnego wtorku, jeszcze bardziej zimnego grudnia, co to teraz pomnik
stoi taki wysoki koło stoczni, żeby ludzie pamiętali o tym grudniu. Więc
na ten chodnik wjechał samochód, choć nie powinien i dlatego Piotr już nam tego
nie wyjaśni.
Nie chcę swojego
pogrzebu. To byłaby jakaś irracjonalna uroczystość, do uczestnictwa, w
której nie mam prawa zapraszać swoich znajomych, przez szacunek dla nich.
Bo co to miałoby być? Ostatnia droga? Ostatnie pożegnanie? Trochę
żałosne. Po co komu jeszcze jeden powód do okazywania smutku, nawet jeśli
to byłby smutek tylko udawany. Albo co bym sobie pomyślał, jeżeli jednak
istnieje jakiś sposób, żeby na to spojrzeć z góry, z dołu, czy tam z jakiejś
innej strony i okazałoby się, że nikt by nie przyszedł? Nie
chciałbym.
Więc to nie będzie
pogrzeb. To będzie uroczystość, ostatnia impreza zorganizowana przeze mnie,
rękoma moich dzieci, które niniejszym o to proszę, dla swoich
przyjaciół.
Żadnych trumien, żadnych
desek. Chcę się zamienić w popiół i chcę by te moje prochy zostały
rozrzucone gdzieś w fajnym miejscu. Gdzieś, gdzie czułem się szczęśliwy, gdzie
byłem potrzebny, gdzie chciałbym zostać na wieki.
Wiesz, Weiser, chciałbym,
żeby to były Bieszczady. Łapajówka. Potok Nasiczniański.
Byłeś kiedyś w
Bieszczadach, Weiser? Nie byłeś? Fakt, odszedłeś młodo, nie
było czasu na górskie wycieczki. Albo i nie było po co, bo nasze wzgórza
morenowe, nasza Strzyża i wszystkie ścieżki, które obaj znamy na pamięć i
możemy po nich chodzić z zamkniętymi oczami, są równie piękne. Ale zdaję
sobie sprawę, że moje dzieci mogą mieć trudności z ustaleniem terminu wspólnego
wyjazdu w Bieszczady, że Filipowi coś wyskoczy w ostatniej chwili, albo
zwyczajnie, o tym zapomni. Takie już są dzieci, Weiser. Nic
na to nie poradzisz. Tak już jest i tyle, po co drążyć?
Więc jak nie zawiozą mnie
w porcelanowym naczyniu, bo urny są chyba porcelanowe, jak myślisz,
Weiser? Nie są? Kompozytowe, mówisz? Kto takie nazwy
wymyśla?
Jak mnie nie zawiozą w Bieszczady, to już
niech będzie LAS ARENA wieczorową porą. To dla mnie również takie magiczne
miejsce. I nie trzeba jechać cały dzień pociągiem.
Więc ewentualnie
tam.
Co mówisz, Weiser, że w Polsce
przepisy zabraniają rozsypywania prochów, że muszą zostać zamknięte w kryptach
na cmentarzu, że to nie Ameryka?
No, wiem, że to nie
Ameryka, ostatnio coraz wyraźniej zauważam różnicę.
Będą musiały zatem coś
wykombinować. W końcu to nie Ameryka, jak mówisz, tutaj kombinowanie i
skakanie na linie łączącej prawo i bezprawie to sport narodowy. Dadzą
radę.
Swoją drogą, fakt, że nie
chcę klasycznego pogrzebu i zwykłych trumien, ma jednak swoje wady. Dostrzegam przynajmniej jedną: na pomniku
można by umieścić jakiś ciekawy napis w stylu
ŻYŁ KRÓTKO, A WSZYSCY
BYLI ODWRÓCENI,
albo
I TO BY BYŁO NA TYLE….
Choć znając siebie, pewnie
poprosiłbym o coś bardziej ironicznego:
Nie wstanę, tak będę
leżał!
A może mały konkurs z
nagrodami na najbardziej zabawny wpis na trumnie?
Zgłaszam dwa kolejne:
Jeśli uważasz, że masz
poważne problemy, to może się ze mną zamienisz..
Tu leży ten, co
pokochał Excela. Z wzajemnością…
Wiem, jak to wygląda. Jak list pożegnalny samobójcy, jak ostatnie
pożegnanie. Ale nie martwcie się. Nie jest tak.
Mimo wszystko nie chcę stąd jeszcze odchodzić. Jak mówi stare indiańskie przysłowie: starzy
ludzie sadzą drzewa, choć wiedzą, że nie zdążą już usiąść w cieniu ich
liści. Tak mi się skojarzyło. Bo chodzi mi o to, że jeszcze parę spraw mam
tutaj do załatwienia, a poza tym zainwestowałem niedawno 1, 59PLN na papierowy kalendarz na 2021 rok. Szkoda, żeby się zmarnowało. Ale przede wszystkim chciałbym jeszcze zostać dobrym
wujkiem i dziadkiem.
Bo wiesz co, Weiser, ja
myślę, że byłbym świetnym dziadkiem.
Jak mój wnuk byłby całkiem
mały, to włączałbym swoje endomondo, zakładał słuchawki, pakowałbym go do wózka
i odbywalibyśmy nasze dalekie wędrówki.
Potem, trochę później, zacząłbym opowiadać mu stare, dobre historie. Na
przykład tę o PITKU i o tym, jak Władek palił opony i przyjechała straż
pożarna. I mógłbym to opowiadać nawet z
tysiąc razy. I chodzilibyśmy do kina, na mecz Moreny na Las Arenie, a może
potem poszlibyśmy nawet na koncert Łydki Grubasa, bo na koncert Justyny, póki
co, nie zanosi się. I byłoby nam razem miło. I nawet zapomniałbym o swojej depresji. Tak,
myślę, że byłbym dobrym dziadkiem.
Olu, Filipie, nie chcecie się dla ojca poświęcić?
😊
Więc chciałbym, żeby to
była taka impreza. A na imprezie, wiadomo, najważniejsi są goście,
zwłaszcza wtedy, gdy gospodarz raczej się nie pojawi. Więc będę miał do Was,
drogie dzieci, prośbę o zebrania całej ekipy. Spróbuję Wam w tym pomóc.
Z dawnych lat, to poszukajcie dwóch osób. Tych, z którymi przed laty odkrywałem swoje Bieszczady i dziadka Kijaka. Znaczy dziadka nie szukajcie, on już się przeprowadził na drugą stronę tęczy. Jednego znajdziecie, chyba, w stolicy. Szukajcie gdzieś w świecie filmów, on tam gdzieś się stale kręci. Drugiego adres znacie, tylko powiedzcie mu, że naszej imprezie obowiązuje zakaz rozmawiania o polityce. Z ostatniej mojej pracy zaproście dwie koleżanki. Łatwo je znajdziecie, bo to jest ta dziewczyna, która do dziś wysyła do mnie codziennie SMSy z pracy. Miła sprawa. A druga siedzi naprzeciwko. I chłopaka z magazynu. Chyba nadal jest tam kierownikiem na drugiej zmianie. To dobry chłopak. I tego, co naprawiał mój rower też. Trzeciego bez trudu znajdziecie: jest łysy i przezywają go papieżem. Niech ma. Tylko żadnych symetryzmów. W życiu nie można stać ciągle z boku, przekażcie mu. Z kurierów koniecznie znajdźcie jednego. Będzie łatwo, bo tak jak ja, słucha punkrocka i mieszka tam, gdzie mają takie rejestracje samochodowe, co się w całej Polsce z nich śmieją, choć w sumie nie wiem, dlaczego. Jest jeszcze kolega, z którym pracowałem przed laty przy jednym biurku i choć stale się kłóciliśmy to on musi być. Tak, bez niego żadna impreza nie ma większego sensu. Teraz koordynuje transport na Szadółki, więc go znajdziecie. Kolejnym będzie Fidel Mały, czyli mój kolega ze szkolnej ławki w podstawówce i z podwórka. Ostatnie wieści mówią, że przebywa gdzieś w Holandii, czy tam Niderlandach. Wiesz, Weiser, że teraz trzeba mówić Niderlandy?
Nie
możecie też zapomnieć o naszych przyjaciołach znad Dużej Rzeki. Zarówno tych, z
którymi byliśmy ostatnio nad tą Największą Rzeką, choć jeszcze niewielką, jak i
tych, co dojechać tam, tym razem, nie mogli. Z naszego osiedlowego klubu piłkarskiego zaproście wszystkich,
którzy tam jeszcze zostali aktywni.
Będzie ich trzech, a oprócz prezesa, to jeszcze aktualny kierownik i
drugi trener, bo znamy się jeszcze z betonowego podwórka na Morenie. No i
jeszcze ten, co wprawdzie teraz trochę z boku, ale zawsze o boisko dbał, jak
nikt inny, a zawodowo w tym mieście za Sopotem bomby składa do kupy. No i ta
pani od pomocy medycznej. Bo choć
zdarzało nam się trochę kłócić ze sobą, to jednak tyle wspólnej pracy, nie może
iść w zapomnienie. Został jeszcze nasz kolega z Moreny, co mieszka w tym bloku,
gdzie ostatnio ta pizzeria się rozrosła. Tak, on również, oczywiście z żoną. Na
koniec, choć to kolejność raczej równoległa, oczywiście mama. Bo przecież bez niej wiele rzeczy by nie
było.
Skoro mamy już listę gości
i mniej więcej wiemy, o co chodzi, to teraz można przejść do muzyki.
Ta playlista przygotowana
przeze mnie, jest i będzie stale otwarta i może się zmieniać, ale od czegoś
muszę zacząć.
Podobno najbardziej
popularna na takie okazje jest obecnie ta całkiem dobra piosenka tego gościa o
pseudonimie Żądło, z tego jeszcze lepszego filmu, o tym płatnym zabójcy i tej
dziewczynce, co na koniec ten kwiatek posadziła. Ale to jednak takie trochę
oklepane, a ja, jak zapewne wiesz, Weiser, ja zawsze chodzę pod prąd, więc moja
lista będzie inna.
Chciałbym, żeby to były te
konkretne utwory, w tych konkretnych wersjach i wykonaniach. To dla mnie ważne. To będą utwory, które moim
zdaniem idealnie pasują, że tak się wyrażę, do wyjątkowych okoliczności, a także te, które w
różnych okresach mojego życia, były dla mnie istotne, a może nawet niektóre
trochę mnie ukształtowały.
1.Zaczniemy nostalgicznie,
wszak to pogrzeb. Piosenka, nomen omen
również z pogrzebu. Nigdy na miejsce
zasłużonych w tej piosence nawet nie mogłem aspirować, ale zawsze mnie ona
porządnie dołowała, więc czemu od niej nie zacząć. Swoją drogą, lista pamięci tego utworu ciągle
się zmienia i zwyczajnie brakuje już na niej miejsca. Dobry początek. Z ołowiu.
.No to teraz piosenka gitarzysty, którego już nie ma na tym świecie, niestety. Tadeusz miał na imię i grał rocka i bluesa, gdy inni w Polsce śpiewali tak istotne rzeczy, jak to, że kobieta boi się myszy. Tak, wydaje mi się, w sam raz, zważywszy na okoliczności. Modlitwa, choć jednak nie wysłuchana. A może jednak?
3. Potem chciałbym usłyszeć,
choć to pewnie mało realne, taką miłą piosenkę gościa, co choć jest zapaśnikiem
sumo, całkiem sympatycznie śpiewa i gra. I nawet kiedyś do polskiej komedii
romantycznej się załapał. Znaczy jego piosenka.
4. Kolejna będzie piosenka,
którą wykorzystano w filmie o radiu i o wojnie w Wietnamie i o gościu, co popełnił
samobójstwo, ale nie wiem, czemu o tym wspominam. Tu, jeśli macie ochotę, możecie
wspomnieć, że w moim prywatnym TOPIE WSZECHCZASÓW ta piosenka zawsze była moim number
one. Możecie tak powiedzieć, bo nie
sądzę, żeby to się już kiedykolwiek zmieniło.
5. Potem ludzie będą, jak
mniemam, trochę znudzeni smutnymi, raczej dźwiękami, ale będą musieli jeszcze
trochę poczekać. Bo teraz pojawi się
Dezyderata. To taki mój przewodnik na
życie. Bardzo polecam, również swoim dzieciom.
Znam ją na pamięć. „Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych
marzeniach, jest to piękny świat, jest to piękny świat…”
6.A potem kończmy ze
smutkami. To jest ten moment, kiedy na
stołach, czy co tam przygotują moje dzieci, pojawi się piwo. Bo ono musi się pojawić. Takie prawa imprezy. Może być wino, bo
niektórzy lubią. Ola może wziąć herbatę,
czy co tam chce. Nie jest dobrze zmuszać do picia alkoholu, jeśli ktoś nie
chce. To do Filipa. Kiedy wszyscy
pomyślą, że generalnie będzie nostalgicznie, to puścicie im taką piosenkę, że
poczują, że jednak byli w błędzie…Tę o piwie i o kapslach strzelanych w niebo.
7. Teraz możemy pobawić się
na całego. Proponuję ze trzy piosenki
Łydki Grubasa. Może ta najpopularniejsza
i ta o miłości z kobietą dużych gabarytów. No i o najgorszej porze roku. Tylko,
wyjątkowo, niech to będą wersje z tej płyty, co u mnie obok telewizora leży.
Poradzicie sobie.
8Potem coś punkowego bym
poprosił. Coś skocznego tej angielskiej kapeli, co ją w Lądku Zdrój Polacy
zakładali.
9. A dla wytchnienia stara angielska
kapela, co śpiewa o swoim kraju. Wiesz, Weiser, że zawsze miałem słabość do
Anglików, mimo tych ich wszystkich dziwactw, z jeżdżeniem lewą stroną drogi i dwoma osobnymi kranami w łazience, na
czele. Nie mówiłem Ci? Dziwne.
10.
A jak
już będzie wesoło i ludzie będą, mam taką nadzieję, dobrze się bawić i zostanie
jeszcze trochę piwa do toastów, to proszę zapodać tę najsłynniejszą pieść włoskich
partyzantów. Do wspólnego, pijackiego śpiewania nadaje się wybornie. Podoba mi się zwłaszcza ta wersja w wykonaniu zespołu co ma nazwę trochę dziwną NAUKA o KOLORACH.
11. Potem numer dwa na mojej
prywatnej liście zagranicznych piosenek. Ale nie musicie tego dodawać, bo w
sumie kogo to obchodzi. To kapela z Los Angeles śpiewająca o tym, żeby ktoś
rozpalił ogień, czy jakoś tak.
12. Potem
mistrzowska interpretacja poezji w wykonaniu gościa, na koncercie którego
byliśmy wieki temu w teatrze w Zakopanem. Na początek ta najdłuższa.
13.
A
potem ta o naszym świecie.
14.
Teraz
czas na kącik piłkarski. Najpierw
ballada o tych, co odeszli z pokoleń gdańskich kibiców
15. Potem
hymn kibiców ze stadionu, na którym zawsze chciałem być, ale nie udało się, bo
za mało się starałem.
16.
Na
koniec fragment koncertu, jaki urządziła swoim fanom w Madrycie, tuż przed
finałem Champions League, pewna kapela z miasta Betlesów.
17.
Teraz
przyszedł czas na odrobinę prywaty. Piosenka
o tym, że jednak kobietom to za bardzo nie powinno się w życiu ufać.
18. Na chwilę wróćmy do
poezji w mistrzowskiej interpretacji. Coś
o wędrowaniu przez życie
19. Oraz o gwiazdach poezji
20. Kolejne kawałki znowu trochę nostalgiczne, kapela o nazwie składającej się z trzech pierwszych cyfr. Tylko bez zera. Najpierw coś o niebie i musi tam być Kinga Preis.
21.
Potem
mocno optymistyczna piosenka, oczywiście dla tych, co jeszcze mogą.
22.
Dalej
jedyny w swoim rodzaju apel o nadzieję. I to wcale nie tą licha, marną.
23. Czasem
ludziom się nie wiedzie, są na życiowych zakrętach. I właśnie o tym zaśpiewa jedna z
najsłynniejszych, polskich aktorek.
24.
Gdyby
Witkacy żył, byłby zachwycony swoim śpiewającym autoportretem.
25. Teraz piosenka o pewnej
dziewczynie, która ma podobne imię do mojej córki. I nie chodzi tutaj o piosenkę o Oli. Raczej o
to drugie imię.
26. Pewnie myśleliście, że zapomniałem.
Nie, nie zapomniałem. Chyba nie muszę jeszcze dodawać, że oczywistym jest, że
bardzo chciałbym, żebyście puścili ten kawałek, o tej dziewczynie, co chciała
swoje dziecko utopić. I nawet wygadała się księdzu. Nie może przecież być
inaczej, prawda? 😊 Obiecuję, że jak usłyszę
pierwsze takty tej piosenki, to uśmiech pojawi się na mojej twarzy, czy co tam
będę wtedy miał, i na pewno będę wtedy z Wami.
Jakiś sposób wymyślę.
27. Wątek bieszczadzki, bo przecież
musi być wątek bieszczadzki, zacznie kapela, która nazwę wzięła od rejestracji
samochodów. Tej poprzedniej rejestracji. Najpierw coś o tym, że tam na górze, życie
jest lepsze, choć w tym przypadku chodzi wyłącznie o góry. A może nie?
28. Druga będzie o tym, że
świat się skończył w Sokolikach…
29. Piosenka o jednym z najsłynniejszych
bieszczadników, który w Ustrzykach, w wielkiej beczce, sprzedawał piwo. A ja
tam byłem, piwo z kolegami piłem, dobrze się bawiłem.
30. Zawsze chciałem mieć dom w
górach. Drewniany, oczywiście. I bukowy.
31. Życie to jest teatr, ja ci
na to odpowiadam…
32. Wreszcie piosenka o
lustrze. Śpiewa ją facet o ksywie
MUFKA. Zawsze mi się podobała, choć nie wiem
dlaczego…. Wiem, że ludzie będą powoli zasypiać, bo przecież nie każdy słucha takich rzeczy. Wiecie, przekażcie delikatnie zebranym, w końcu piją za moje...
33. Kolejna piosenka będzie o
miłości. I pochodzi z polskiego filmu o
gościu, który uciekł z poprawczaka i z lodówki wyjął dużo pieniędzy. A potem marzył, żeby zobaczyć żyrafę. Przed tą piosenka możecie powiedzieć, że zastanawiałem się, którą piosenkę wybrałbym na dzisiejszą imprezę, gdyby to mogła być tylko ta jedna, jedyna. Taka dla wszystkich zebranych, żeby się podobała, żeby ludzie się przy niej uśmiechali. Także Ci, co wolą punkrocka, albo i nie. No więc to byłaby ta piosenka.
34. Kiedyś ta nasza muzyka
musiała się zacząć. Ta piosenka będzie z
tamtych czasów. O tym, co czujemy i o tym, co wiemy.
35. Trochę szybszych rytmów
punkowych, żeby goście nie zasnęli. Piosenka, która niewątpliwie ukształtowała
moje życie i wiele razy prowadziła mnie w ślepą uliczkę do zderzenia ze ścianą.
Ale wiesz co, Weiser? Niczego nie żałuję.
36. No, ale przecież i tak
wszyscy za to pokutują. Wszyscy. W
rytmie punkowym.
37. Dla zwolnienia tempa taka piosenka,
co z jakiegoś powodu bardzo utkwiła mi w pamięci. O samolocie.
A wykonywał zespół, co swoją nazwę wziął od szkolnej lektury. Takiej węgierskiej.
38. Już kończymy. Nie mogło zabraknąć piosenek gościa, który
zmarnował swoje własne życie, ale dał wiarę, nadzieję milionom innych. Na przykład o tym, że w snach ( i tylko w
snach) można śnić o wolności opanowującej cały nasz świat.
39. Albo o tym, że chociaż w życiu czasem wszystkiego nam brak, że
idziemy swoją drogą, często stromą i z mnóstwem dziur, ale idziemy, bo w życiu
najważniejsze to zawsze być człowiekiem…
40.
Późno
się zrobiło. Czas powoli się rozstać. Trzy kroki do rozstania.
41. Najpierw ten, kiedy razem
z Muńkiem zejdziemy do garażu
42. A potem o tym, że mimo
wszystko, choć czasem trudno w to uwierzyć, jeszcze będzie przepięknie.
Na koniec imprezy, coś, co
odkryłem dla siebie tydzień temu. List. List Edwarda Stachury. List Edwarda Stachury do Pozostałych. Dlaczego
dopiero teraz odkryłem? Skoro Edwarda
Stachurę znam i szanuję całe niemal swoje życie. Nie wiem, widocznie tak miało być. Po co
drążyć…
Umieram za winy moje i niewinność moją
za brak, który czuję każdą cząstką ciała i każdą cząstką duszy,
za brak rozdzierający mnie na strzępy jak gazetę zapisaną hałaśliwymi
nic nie mówiącymi słowami
za możliwość zjednoczenia się z Bezimiennym, z Pozasłownym, Nieznanym
za nowy dzień
za cudne manowce
za widoki nad widoki
za zjawę realną
za kropkę nad ypsylonem za tajemnicę śmierci w lęku, w grozie i w pocie czoła
za zagubione oczywistości
za zagubione klucze rozumienia z malutką iskierką ufności, że jeżeli ziarno obumrze, to wyda owoc
za samotność umierania bo trupem jest wszelkie ciało
bo ciężko, strasznie i nie do zniesienia
za możliwość przemienienia
za nieszczęście ludzi i moje własne, które dźwigam na sobie i w sobie
bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem
bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest
bo to wszystko wygląda, że absurdem jest
bo to wszystko tu niszczeje, gnije i nie masz tu nic trwałego poza tęsknotą za trwałością
bo już nie jestem z tego świata i może nigdy z niego nie byłem
bo wygląda, że nie ma tu dla mnie żadnego ratunku
bo już nie potrafię kochać ziemską miłością
bo noli me tangere
bo jestem bardzo zmęczony, nieopisanie wycieńczony
bo już wycierpiałem
bo już zostałem, choć to się działo w obłędzie, najdosłowniej i najcieleśniej ukrzyżowany
i jakże bardzo i realnie mnie to bolało
bo chciałem zbawić od wszelkiego złego ludzi wszystkich i świat cały
i jeżeli tak się nie stało, to winy mojej w tym nie umiem znaleźć
bo wygląda, że już nic tu po mnie
bo nie czuję się oszukany, co by mi pozwoliło raczej trwać niż umierać; trwać i szukać winnego, może w sobie; ale nie czuję się oszukany
bo kto może trwać w tym świecie - niechaj trwa i ja mu życzę zdrowia,
a kiedy przyjdzie mu umierać - niechaj śmierć ma lekką
bo co do mnie, to idę do ciebie Ojcze pastewny żeby może wreszcie znaleźć uspokojenie,
zasłużone jak mniemam,
zasłużone jak mniemam bo nawet obłęd nie został mi zaoszczędzony
bo wszystko mnie boli straszliwie
bo duszę się w tej klatce
bo samotna jest dusza moja aż do śmierci
bo kończy się w porę ostatni papier i już tylko krok i niech Żyje Życie
bo stanąłem na początku,
bo pociągnął mnie Ojciec i stanę na końcu i nie skosztuję śmierci.
Komentarze
Prześlij komentarz