MOJE ROZMOWY Z WEISEREM - 12

 





A wiesz, Weiser, że ułożyłem nową playlistę?

Nie wiesz, co to playlista?

No, wiesz, to taki zestaw piosenek, które sobie wybierasz, układasz w odpowiedniej kolejności i przygotowujesz, aby w odpowiednim czasie te piosenki po kolei przedstawić. Ewentualnie poprosić kogoś, żeby to zrobił za ciebie.  

Tak, w tym przypadku tę playlistę, zdecydowanie, będzie musiał ktoś za mnie przedstawić, bo to będzie playlista mojego własnego pogrzebu.

 

Nie jestem pewien, czy wtedy będę miał wpływ na to, co będzie się działo, więc muszę to zrobić już teraz.  Jak to się mówi, zawczasu.    Zresztą, czasy teraz takie, że mimo wszystko warto trochę zadbać o przyszłość.  Eddie van Hallen ostatnio zmarł, Kaczyński był na kwarantannie, a mnie też ostatnio gardło boli…

 

Ja nie wiem, Weiser, czy ty miałeś swój własny pogrzeb, bo może jednak to prawda, co mówił Piotr, że widział was idących z Elką za rękę, tam w górę, ku widnokręgowi i wyglądaliście, jakby to była droga tylko w jedną stronę.  Nikt was nigdy więcej już nie widział, więc nie znajdę już odpowiedzi na te pytania. A Piotr też już tego nie opowie, bo choć to bardzo dziwne, że na chodnik, którym szedł, wracając z pracy tego chłodnego wtorku, jeszcze bardziej zimnego grudnia, co to teraz pomnik stoi taki wysoki koło stoczni, żeby ludzie pamiętali o tym grudniu.  Więc na ten chodnik wjechał samochód, choć nie powinien i dlatego Piotr już nam tego nie wyjaśni. 

 

Nie chcę swojego pogrzebu.  To byłaby jakaś irracjonalna uroczystość, do uczestnictwa, w której nie mam prawa zapraszać swoich znajomych, przez szacunek dla nich.  Bo co to miałoby być?  Ostatnia droga?  Ostatnie pożegnanie?  Trochę żałosne.  Po co komu jeszcze jeden powód do okazywania smutku, nawet jeśli to byłby smutek tylko udawany.  Albo co bym sobie pomyślał, jeżeli jednak istnieje jakiś sposób, żeby na to spojrzeć z góry, z dołu, czy tam z jakiejś innej strony i okazałoby się, że nikt by nie przyszedł?  Nie chciałbym.  

 

Więc to nie będzie pogrzeb.  To będzie uroczystość, ostatnia impreza zorganizowana przeze mnie, rękoma moich dzieci, które niniejszym o to proszę, dla swoich przyjaciół.  

 

Żadnych trumien, żadnych desek.  Chcę się zamienić w popiół i chcę by te moje prochy zostały rozrzucone gdzieś w fajnym miejscu. Gdzieś, gdzie czułem się szczęśliwy, gdzie byłem potrzebny, gdzie chciałbym zostać na wieki.  

 

Wiesz, Weiser, chciałbym, żeby to były Bieszczady.  Łapajówka. Potok Nasiczniański.  

Byłeś kiedyś w Bieszczadach, Weiser?   Nie byłeś?  Fakt, odszedłeś młodo, nie było czasu na górskie wycieczki.  Albo i nie było po co, bo nasze wzgórza morenowe, nasza Strzyża i wszystkie ścieżki, które obaj znamy na pamięć i możemy po nich chodzić z zamkniętymi oczami, są równie piękne.  Ale zdaję sobie sprawę, że moje dzieci mogą mieć trudności z ustaleniem terminu wspólnego wyjazdu w Bieszczady, że Filipowi coś wyskoczy w ostatniej chwili, albo zwyczajnie, o tym zapomni.  Takie już są dzieci, Weiser.   Nic na to nie poradzisz.  Tak już jest i tyle, po co drążyć?

Więc jak nie zawiozą mnie w porcelanowym naczyniu, bo urny są chyba porcelanowe, jak myślisz, Weiser?   Nie są?  Kompozytowe, mówisz?  Kto takie nazwy wymyśla?

Jak mnie nie zawiozą w Bieszczady, to już niech będzie LAS ARENA wieczorową porą. To dla mnie również takie magiczne miejsce.  I nie trzeba jechać cały dzień pociągiem. 

Więc ewentualnie tam.  

Co mówisz, Weiser, że w Polsce przepisy zabraniają rozsypywania prochów, że muszą zostać zamknięte w kryptach na cmentarzu, że to nie Ameryka?  

No, wiem, że to nie Ameryka, ostatnio coraz wyraźniej zauważam różnicę. 

Będą musiały zatem coś wykombinować.  W końcu to nie Ameryka, jak mówisz, tutaj kombinowanie i skakanie na linie łączącej prawo i bezprawie to sport narodowy. Dadzą radę. 

Swoją drogą, fakt, że nie chcę klasycznego pogrzebu i zwykłych trumien, ma jednak swoje wady.  Dostrzegam przynajmniej jedną: na pomniku można by umieścić jakiś ciekawy napis w stylu

ŻYŁ KRÓTKO, A WSZYSCY BYLI ODWRÓCENI,

albo

I TO BY BYŁO NA TYLE….

Choć znając siebie, pewnie poprosiłbym o coś bardziej ironicznego:

 Nie wstanę, tak będę leżał!

 

A może mały konkurs z nagrodami na najbardziej zabawny wpis na trumnie?

Zgłaszam dwa kolejne:

 

Jeśli uważasz, że masz poważne problemy, to może się ze mną zamienisz..



Tu leży ten, co pokochał Excela. Z wzajemnością…

 

 

Wiem, jak to wygląda.  Jak list pożegnalny samobójcy, jak ostatnie pożegnanie. Ale nie martwcie się. Nie jest tak.  Mimo wszystko nie chcę stąd jeszcze odchodzić.  Jak mówi stare indiańskie przysłowie: starzy ludzie sadzą drzewa, choć wiedzą, że nie zdążą już usiąść w cieniu ich liści.  Tak mi się skojarzyło.  Bo chodzi mi o to, że jeszcze parę spraw mam tutaj do załatwienia, a poza tym zainwestowałem niedawno 1, 59PLN na papierowy kalendarz na 2021 rok. Szkoda, żeby się zmarnowało.   Ale przede wszystkim chciałbym jeszcze zostać dobrym wujkiem i dziadkiem.

Bo wiesz co, Weiser, ja myślę, że byłbym świetnym dziadkiem.

Jak mój wnuk byłby całkiem mały, to włączałbym swoje endomondo, zakładał słuchawki, pakowałbym go do wózka i odbywalibyśmy nasze dalekie wędrówki.  Potem, trochę później, zacząłbym opowiadać mu stare, dobre historie. Na przykład tę o PITKU i o tym, jak Władek palił opony i przyjechała straż pożarna.   I mógłbym to opowiadać nawet z tysiąc razy. I chodzilibyśmy do kina, na mecz Moreny na Las Arenie, a może potem poszlibyśmy nawet na koncert Łydki Grubasa, bo na koncert Justyny, póki co, nie zanosi się.         I byłoby nam razem miło.  I nawet zapomniałbym o swojej depresji. Tak, myślę, że byłbym dobrym dziadkiem.

  Olu, Filipie, nie chcecie się dla ojca poświęcić?   😊

 

Więc chciałbym, żeby to była taka impreza. A na imprezie, wiadomo, najważniejsi są goście, zwłaszcza wtedy, gdy gospodarz raczej się nie pojawi. Więc będę miał do Was, drogie dzieci, prośbę o zebrania całej ekipy. Spróbuję Wam w tym pomóc.

 

 Z dawnych lat, to poszukajcie dwóch osób. Tych, z którymi przed laty odkrywałem swoje Bieszczady i dziadka Kijaka.  Znaczy dziadka nie szukajcie, on już się przeprowadził na drugą stronę tęczy. Jednego znajdziecie, chyba, w stolicy.  Szukajcie gdzieś w świecie filmów, on tam gdzieś się stale kręci.  Drugiego adres znacie, tylko powiedzcie mu, że naszej imprezie obowiązuje zakaz rozmawiania o polityce.  Z ostatniej mojej pracy zaproście dwie koleżanki.  Łatwo je znajdziecie, bo to jest ta dziewczyna, która do dziś wysyła do mnie codziennie SMSy z pracy. Miła sprawa. A druga siedzi naprzeciwko.  I chłopaka z magazynu. Chyba nadal jest tam kierownikiem na drugiej zmianie. To dobry chłopak. I tego, co naprawiał mój rower też.  Trzeciego bez trudu znajdziecie: jest łysy i przezywają go papieżem.  Niech ma.  Tylko żadnych symetryzmów. W życiu nie można stać ciągle z boku, przekażcie mu.  Z kurierów koniecznie znajdźcie jednego.  Będzie łatwo, bo tak jak ja, słucha punkrocka i mieszka tam, gdzie mają takie rejestracje samochodowe, co się w całej Polsce z nich śmieją, choć w sumie nie wiem, dlaczego.  Jest jeszcze kolega, z którym pracowałem przed laty przy jednym biurku i choć stale się kłóciliśmy to on musi być. Tak, bez niego żadna impreza nie ma większego sensu. Teraz koordynuje transport na Szadółki, więc go znajdziecie.  Kolejnym będzie Fidel Mały, czyli mój kolega ze szkolnej ławki w podstawówce i z podwórka. Ostatnie wieści mówią, że przebywa gdzieś w Holandii, czy tam Niderlandach. Wiesz, Weiser, że teraz trzeba mówić Niderlandy? 

  Nie możecie też zapomnieć o naszych przyjaciołach znad Dużej Rzeki. Zarówno tych, z którymi byliśmy ostatnio nad tą Największą Rzeką, choć jeszcze niewielką, jak i tych, co dojechać tam, tym razem, nie mogli. Z naszego osiedlowego  klubu piłkarskiego zaproście wszystkich, którzy tam jeszcze zostali aktywni.  Będzie ich trzech, a oprócz prezesa, to jeszcze aktualny kierownik i drugi trener, bo znamy się jeszcze z betonowego podwórka na Morenie. No i jeszcze ten, co wprawdzie teraz trochę z boku, ale zawsze o boisko dbał, jak nikt inny, a zawodowo w tym mieście za Sopotem bomby składa do kupy.   No i ta pani od pomocy medycznej.  Bo choć zdarzało nam się trochę kłócić ze sobą, to jednak tyle wspólnej pracy, nie może iść w zapomnienie. Został jeszcze nasz kolega z Moreny, co mieszka w tym bloku, gdzie ostatnio ta pizzeria się rozrosła. Tak, on również, oczywiście z żoną. Na koniec, choć to kolejność raczej równoległa, oczywiście mama.  Bo przecież bez niej wiele rzeczy by nie było. 

 

Skoro mamy już listę gości i mniej więcej wiemy, o co chodzi, to teraz można przejść do muzyki.

Ta playlista przygotowana przeze mnie, jest i będzie stale otwarta i może się zmieniać, ale od czegoś muszę zacząć.

Podobno najbardziej popularna na takie okazje jest obecnie ta całkiem dobra piosenka tego gościa o pseudonimie Żądło, z tego jeszcze lepszego filmu, o tym płatnym zabójcy i tej dziewczynce, co na koniec ten kwiatek posadziła. Ale to jednak takie trochę oklepane, a ja, jak zapewne wiesz, Weiser, ja zawsze chodzę pod prąd, więc moja lista będzie inna.

 

Chciałbym, żeby to były te konkretne utwory, w tych konkretnych wersjach i wykonaniach.  To dla mnie ważne. To będą utwory, które moim zdaniem idealnie pasują, że tak się wyrażę, do wyjątkowych okoliczności, a także te, które w różnych okresach mojego życia, były dla mnie istotne, a może nawet niektóre trochę mnie ukształtowały.


1.Zaczniemy nostalgicznie, wszak to pogrzeb. Piosenka, nomen omen również z pogrzebu. Nigdy na miejsce zasłużonych w tej piosence nawet nie mogłem aspirować, ale zawsze mnie ona porządnie dołowała, więc czemu od niej nie zacząć.  Swoją drogą, lista pamięci tego utworu ciągle się zmienia i zwyczajnie brakuje już na niej miejsca. Dobry początek.  Z ołowiu. 

.No to teraz piosenka gitarzysty, którego już nie ma na tym świecie, niestety.  Tadeusz miał na imię i grał rocka i bluesa, gdy inni w Polsce śpiewali tak istotne rzeczy, jak to, że kobieta boi się myszy.  Tak, wydaje mi się, w sam raz, zważywszy na okoliczności. Modlitwa, choć jednak nie wysłuchana. A może jednak?

3.   Potem chciałbym usłyszeć, choć to pewnie mało realne, taką miłą piosenkę gościa, co choć jest zapaśnikiem sumo, całkiem sympatycznie śpiewa i gra. I nawet kiedyś do polskiej komedii romantycznej się załapał. Znaczy jego piosenka.

4.   Kolejna będzie piosenka, którą wykorzystano w filmie o radiu i o wojnie w Wietnamie i o gościu, co popełnił samobójstwo, ale nie wiem, czemu o tym wspominam. Tu, jeśli macie ochotę, możecie wspomnieć, że w moim prywatnym TOPIE WSZECHCZASÓW ta piosenka zawsze była moim number one.  Możecie tak powiedzieć, bo nie sądzę, żeby to się już kiedykolwiek zmieniło.

5.   Potem ludzie będą, jak mniemam, trochę znudzeni smutnymi, raczej dźwiękami, ale będą musieli jeszcze trochę poczekać.  Bo teraz pojawi się Dezyderata.  To taki mój przewodnik na życie. Bardzo polecam, również swoim dzieciom.  Znam ją na pamięć. „Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach, jest to piękny świat, jest to piękny świat…”

6.A potem kończmy ze smutkami.  To jest ten moment, kiedy na stołach, czy co tam przygotują moje dzieci, pojawi się piwo.  Bo ono musi się pojawić.  Takie prawa imprezy. Może być wino, bo niektórzy lubią.  Ola może wziąć herbatę, czy co tam chce. Nie jest dobrze zmuszać do picia alkoholu, jeśli ktoś nie chce.  To do Filipa. Kiedy wszyscy pomyślą, że generalnie będzie nostalgicznie, to puścicie im taką piosenkę, że poczują, że jednak byli w błędzie…Tę o piwie i o kapslach strzelanych w niebo.

7.   Teraz możemy pobawić się na całego.  Proponuję ze trzy piosenki Łydki Grubasa.  Może ta najpopularniejsza i ta o miłości z kobietą dużych gabarytów. No i o najgorszej porze roku. Tylko, wyjątkowo, niech to będą wersje z tej płyty, co u mnie obok telewizora leży. Poradzicie sobie.

8Potem coś punkowego bym poprosił. Coś skocznego tej angielskiej kapeli, co ją w Lądku Zdrój Polacy zakładali.

9.   A dla wytchnienia stara angielska kapela, co śpiewa o swoim kraju. Wiesz, Weiser, że zawsze miałem słabość do Anglików, mimo tych ich wszystkich dziwactw, z jeżdżeniem lewą stroną drogi  i dwoma osobnymi kranami w łazience, na czele. Nie mówiłem Ci? Dziwne.

10.               A jak już będzie wesoło i ludzie będą, mam taką nadzieję, dobrze się bawić i zostanie jeszcze trochę piwa do toastów, to proszę zapodać tę najsłynniejszą pieść włoskich partyzantów. Do wspólnego, pijackiego śpiewania nadaje się wybornie. Podoba mi się zwłaszcza ta wersja w wykonaniu zespołu co ma nazwę trochę dziwną NAUKA o KOLORACH.  

11. Potem numer dwa na mojej prywatnej liście zagranicznych piosenek. Ale nie musicie tego dodawać, bo w sumie kogo to obchodzi. To kapela z Los Angeles śpiewająca o tym, żeby ktoś rozpalił ogień, czy jakoś tak.

12.       Potem mistrzowska interpretacja poezji w wykonaniu gościa, na koncercie którego byliśmy wieki temu w teatrze w Zakopanem. Na początek ta najdłuższa.

13.               A potem ta o naszym świecie.

14.               Teraz czas na kącik piłkarski.  Najpierw ballada o tych, co odeszli z pokoleń gdańskich kibiców

15.        Potem hymn kibiców ze stadionu, na którym zawsze chciałem być, ale nie udało się, bo za mało się starałem.

16.                Na koniec fragment koncertu, jaki urządziła swoim fanom w Madrycie, tuż przed finałem Champions League, pewna kapela z miasta Betlesów.

17.               Teraz przyszedł czas na odrobinę prywaty.  Piosenka o tym, że jednak kobietom to za bardzo nie powinno się w życiu ufać.

18. Na chwilę wróćmy do poezji w mistrzowskiej interpretacji.  Coś o wędrowaniu przez życie

19.  Oraz o gwiazdach poezji

20.     Kolejne kawałki znowu trochę nostalgiczne, kapela o nazwie składającej się z trzech pierwszych cyfr.  Tylko bez zera.  Najpierw coś o niebie i musi tam być Kinga Preis.

21.              Potem mocno optymistyczna piosenka, oczywiście dla tych, co jeszcze mogą.

22.              Dalej jedyny w swoim rodzaju apel o nadzieję. I to wcale nie tą licha, marną.

23.       Czasem ludziom się nie wiedzie, są na życiowych zakrętach.  I właśnie o tym zaśpiewa jedna z najsłynniejszych, polskich aktorek.

24.              Gdyby Witkacy żył, byłby zachwycony swoim śpiewającym autoportretem.

25.       Teraz piosenka o pewnej dziewczynie, która ma podobne imię do mojej córki.  I nie chodzi tutaj o piosenkę o Oli. Raczej o to drugie imię.

26.      Pewnie myśleliście, że zapomniałem. Nie, nie zapomniałem. Chyba nie muszę jeszcze dodawać, że oczywistym jest, że bardzo chciałbym, żebyście puścili ten kawałek, o tej dziewczynie, co chciała swoje dziecko utopić. I nawet wygadała się księdzu. Nie może przecież być inaczej, prawda? 😊 Obiecuję, że jak usłyszę pierwsze takty tej piosenki, to uśmiech pojawi się na mojej twarzy, czy co tam będę wtedy miał, i na pewno będę wtedy z Wami.  Jakiś sposób wymyślę.

27.       Wątek bieszczadzki, bo przecież musi być wątek bieszczadzki, zacznie kapela, która nazwę wzięła od rejestracji samochodów. Tej poprzedniej rejestracji. Najpierw coś o tym, że tam na górze, życie jest lepsze, choć w tym przypadku chodzi wyłącznie o góry.  A może nie?

28.       Druga będzie o tym, że świat się skończył w Sokolikach…

29.      Piosenka o jednym z najsłynniejszych bieszczadników, który w Ustrzykach, w wielkiej beczce, sprzedawał piwo. A ja tam byłem, piwo z kolegami piłem, dobrze się bawiłem.

30.      Zawsze chciałem mieć dom w górach. Drewniany, oczywiście. I bukowy.

31.      Życie to jest teatr, ja ci na to odpowiadam…

32.      Wreszcie piosenka o lustrze.  Śpiewa ją facet o ksywie MUFKA.  Zawsze mi się podobała, choć nie wiem dlaczego…. Wiem, że ludzie będą powoli zasypiać, bo przecież nie każdy słucha takich rzeczy. Wiecie, przekażcie delikatnie zebranym, w końcu piją za moje...

33.       Kolejna piosenka będzie o miłości.  I pochodzi z polskiego filmu o gościu, który uciekł z poprawczaka i z lodówki wyjął dużo pieniędzy.  A potem marzył, żeby zobaczyć żyrafę. Przed tą piosenka możecie powiedzieć, że zastanawiałem się, którą piosenkę wybrałbym na dzisiejszą imprezę, gdyby to mogła być tylko ta jedna,  jedyna.  Taka dla wszystkich zebranych, żeby się podobała, żeby ludzie się przy niej uśmiechali. Także Ci, co wolą punkrocka, albo i nie.  No więc to byłaby ta piosenka.  

34.      Kiedyś ta nasza muzyka musiała się zacząć.  Ta piosenka będzie z tamtych czasów. O tym, co czujemy i o tym, co wiemy.

35.       Trochę szybszych rytmów punkowych, żeby goście nie zasnęli. Piosenka, która niewątpliwie ukształtowała moje życie i wiele razy prowadziła mnie w ślepą uliczkę do zderzenia ze ścianą.   Ale wiesz co, Weiser?  Niczego nie żałuję.

36.      No, ale przecież i tak wszyscy za to pokutują.  Wszyscy. W rytmie punkowym.

37.       Dla zwolnienia tempa taka piosenka, co z jakiegoś powodu bardzo utkwiła mi w pamięci.   O samolocie.  A wykonywał zespół, co swoją nazwę wziął od szkolnej lektury.  Takiej węgierskiej.

38.       Już kończymy.  Nie mogło zabraknąć piosenek gościa, który zmarnował swoje własne życie, ale dał wiarę, nadzieję milionom innych.  Na przykład o tym, że w snach ( i tylko w snach) można śnić o wolności opanowującej cały nasz świat.

39.      Albo o tym, że  chociaż w życiu czasem wszystkiego nam brak, że idziemy swoją drogą, często stromą i z mnóstwem dziur, ale idziemy, bo w życiu najważniejsze to zawsze być człowiekiem…

40.        Późno się zrobiło.  Czas powoli się rozstać.   Trzy kroki do rozstania.

41.       Najpierw ten, kiedy razem z Muńkiem zejdziemy do garażu

42.       A potem o tym, że mimo wszystko, choć czasem trudno w to uwierzyć, jeszcze będzie przepięknie.

 

Na koniec imprezy, coś, co odkryłem dla siebie tydzień temu.  List.  List Edwarda Stachury.  List Edwarda Stachury do Pozostałych. Dlaczego dopiero teraz odkryłem?  Skoro Edwarda Stachurę znam i szanuję całe niemal swoje życie.  Nie wiem, widocznie tak miało być. Po co drążyć…

 

Umieram za winy moje i niewinność moją

za brak, który czuję każdą cząstką ciała i każdą cząstką duszy,

za brak rozdzierający mnie na strzępy jak gazetę zapisaną hałaśliwymi

nic nie mówiącymi słowami

za możliwość zjednoczenia się z Bezimiennym, z Pozasłownym, Nieznanym

za nowy dzień

za cudne manowce

za widoki nad widoki

za zjawę realną

za kropkę nad ypsylonem  za tajemnicę śmierci w lęku,  w grozie i w pocie czoła

za zagubione oczywistości

za zagubione klucze rozumienia z malutką iskierką ufności, że jeżeli ziarno obumrze, to wyda owoc

za samotność umierania bo trupem jest wszelkie ciało

bo ciężko, strasznie i nie do zniesienia

za możliwość przemienienia

za nieszczęście ludzi i moje własne, które dźwigam na sobie i w sobie

bo to wszystko wygląda, że snem jest tylko, koszmarem

bo to wszystko wygląda, że nieprawdą jest

bo to wszystko wygląda, że absurdem jest

bo to wszystko tu niszczeje, gnije i nie masz tu nic trwałego poza tęsknotą za trwałością

bo już nie jestem z tego świata i może nigdy z niego nie byłem

bo wygląda, że nie ma tu dla mnie żadnego ratunku

bo już nie potrafię kochać ziemską miłością

bo noli me tangere

bo jestem bardzo zmęczony, nieopisanie wycieńczony

bo już wycierpiałem

bo już zostałem, choć to się działo w obłędzie, najdosłowniej i najcieleśniej ukrzyżowany

i jakże bardzo i realnie mnie to bolało

bo chciałem zbawić od wszelkiego złego ludzi wszystkich i świat cały

i jeżeli tak się nie stało, to winy mojej w tym nie umiem znaleźć

bo wygląda, że już nic tu po mnie

bo nie czuję się oszukany, co by mi pozwoliło raczej trwać niż umierać; trwać i szukać winnego, może w sobie; ale nie czuję się oszukany

bo kto może trwać w tym świecie - niechaj trwa i ja mu życzę zdrowia,

a kiedy przyjdzie mu umierać - niechaj śmierć ma lekką

bo co do mnie, to idę do ciebie Ojcze pastewny żeby może wreszcie znaleźć uspokojenie,

zasłużone jak mniemam,

zasłużone jak mniemam bo nawet obłęd nie został mi zaoszczędzony

bo wszystko mnie boli straszliwie

bo duszę się w tej klatce

bo samotna jest dusza moja aż do śmierci

bo kończy się w porę ostatni papier i już tylko krok i niech Żyje Życie

bo stanąłem na początku,

bo pociągnął mnie Ojciec i stanę na końcu i nie skosztuję śmierci.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LEGENDA O DZIADKU KIJAKU

DZISIAJ JEST PIERWSZY DZIEŃ RESZTY MOJEGO ŻYCIA - 200